>> Smerfy <<

Nie w sposób zapomnieć pełnych przygód historii niebieskich liliputów. Co prawda przede wszystkim wspominam z rozbawieniem ciapowatego Gargamela, który nigdy nie mógł zdecydować się co naprawdę planuje z nimi zrobić – zjeść czy zmienić w złoto. Szczęśliwie nigdy jednak nie miał okazji zrealizować swoich planów ponosząc coraz to kolejne porażki wraz ze swoim wiernym, ale cudownie marudnym i sarkastycznym kotem Klakierem.

„Smerfy” jednak nie były zwykłą slapstickową papką dla dziecięcych oczu. Tłumek bohaterów bawiąc uczył. Przede wszystkim tolerancji odmienności i rozwijania własnych talentów – każdy smerf wyglądał przecież tak samo, a jednocześnie nikt nie miał problemów z zapamiętaniem imion i charakteru postaci – przemądrzałego Ważniaka, odważnego Osiłka, postrzelonego Zgrywusa, solidnego Pracusia czy marudnego Marudy. Każdy mógł znaleźć choćby jednego, z którym chciał się utożsamiać.

Tło bajki jest prześliczne – magia, zamki, przepiękne obrazy natury rozbudzające dziecięcą wyobraźnię. Liczne postacie drugoplanowe, często tajemnicze i fascynujące – wystarczy przypomnieć sobie czarodzieja Omnibusa czy Matkę Naturę, które urozmaicały niebieską codzienność smerfów.

I warto również wspomnieć o piosence otwierającej każdy odcinek – prosta, ale zapadająca w ucho jak żadna inna. Nawet po tylu latach jej słowa wciąż rozbrzmiewają w uszach wyobraźni.

http://www.youtube.com/watch?v=XWsX7TgDeoU&feature=related

Krótko mówiąc – warto było czekać na tę dobranockę, bo były to magiczne wieczory. A bajka? Bajka była smerfastyczna!